poniedziałek, 22 września 2008

Mój prywatny długi weekend

To był weekend. W czwartek wyszedłem o dziwo punktualnie z pracy (czyli dobry kwadrans po czwartej) i miałem przed sobą trzy niczym nie zmącone dni. W piątek skoro świt wybrałem się na badanie lekarskie. Okresowy przegląd. Okazało się, że wcale nie jest tak prosto otrzymać zaświadczenie o zdolności do pracy. Wyprawę zacząłem od mojego ośrodka zdrowia, bo mam najbliżej. Niestety, nie było uprawnionego lekarza (w ogóle nie ma), ale medycyna pracy jest tu, tu i tam. Pojechałem więc do pierwszego tu. A tu okazało się, że rejstrować się musę o siódmej rano i we wtorki lub czwartki, a skoro pracuję tam, gdzie pracuję, to i tak automatycznie spadam na koniec kolejki. Okej, pojechałem do drugiego tu. W drugim tu wysłano mnie do kilku specjalistów, badania, wszystko "maniana" i od wtorku. Zacząłem się już zastanawiać, czy oni pracują w poniedziałki i piątki. Pojechałem więc tam, ale pocałowałem tylko klamkę. Ale pod ladą dowiedziałem się, że pani doktor, której nie ma, przyjmuje prywatnie po szesnastej w domu i może wydać papierek na miejscu. Pojechałem, robiąc osiemdziesiąty kilometr na liczniku w miejsce, od którego miałem zacząć. Po kwadransie wyszedłem lżejszy o 25zł, z zaświadczeniem i pouczeniem, co mam zrobić, żeby dożyć czterdziestki. A sobota pełna była sprzątania i nadrabiania zaległości w domu. Masakra. Wieczór już luźny i przyjemny, podobnie jak niedziela.

Brak komentarzy: